Na miejsce wydarzenia, czyli do Klubu Studio w Krakowie dotarłem już około godziny 18:00. Nie wiedziałem dokładnie, czy będziemy wchodzić o 19:00 z VIP-ami, czy o 20:00 ze wszystkimi, więc wolałem być trochę wcześniej (to nie tak, że mi się godziny pomyliły…). Przed klubem było już około 30 osób, podzielonych mniej więcej równo na dwie kolejki. O 19:00 do środka weszły VIP-y (myślę, że koniec końców było ich z 50), aby zbić pionę z zespołem i zrobić sobie z nim grupowe zdjęcia. Słyszałem kilka narzekań, że szło to tak szybko, że nawet nie dało się powiedzieć zespołowi jednego zdania. Do pakietów VIP zaliczało się jeszcze wcześniejsze wejście oraz stanie w specjalnie oddzielonej barierkami strefie przy scenie. Punktualnie o godzinie 20:00 wpuszczeni zostali wszyscy z biletami specjalnymi (kolejka VIP zamieniła się w kolejkę dla media i gości) oraz pozostali uczestnicy. My mieliśmy lekki problemy z wejściem, gdyż byliśmy wpisani na inną listę i nie mieliśmy zaznaczonej możliwości robienia zdjęć, jednak obsługa była bardzo miła i sprawnie komunikowała się z managementem przez co wszystko zostało bardzo szybko wyjaśnione i załatwione.

W środku obiektu, przed wejściem na scenę były dwa miejsca, które można było odwiedzić. Pierwszym z nich, klasyczna szatnia, w której można było za opłatą zostawić rzeczy, a drugą sklepik z merchem zespołu. I jeśli chodzi właśnie o niego to ceny były naprawdę spore. Przykładowo koszulki, czy penlighty kosztowały w okolicach 200/220zł.

Nie sprawdzałem dokładnie, ale wydaje mi się, że koncert rozpoczął się o czasie, a na scenę wszedł zespół i zaśpiewał “Haruka Kanata”, czyli cover utworu Asian Kung-Fu Generation, a zaraz po nim “Viva Rock”. Już od samego początku widać było doświadczenie koncertowe zespołu, który na scenie czuł się jak ryba w wodzie. Członkowie zespołu dużo poruszali się na estradzie, a także angażowali widownię do różnego rodzaju aktywności.

Pierwszy segment zakończyło MC, podczas którego Keigo wyjął kartkę i zaczął czytać po polsku. Muszę przyznać, że ostatni raz widziałem, żeby ktoś tak długo czytał podczas koncertów Kashitaro Ito na Animagicu, który na każdym koncercie robi to myślę, że około 10 minut. Tutaj nie było to aż tak długie, ale nadal imponujące. Keigo brzmiał naprawdę nieźle po polsku, miał całkiem dobrze przygotowany tekst. Potem nawet żartowaliśmy ze znajomymi, że łatwiej go było zrozumieć jak czytał po polsku niż jak mówił po angielsku.

W kolejnym segmencie zespół zaśpiewał takie utwory jak “Re:member”, “Yura Yura”, które jest jednym z moich ulubionych kawałków z serii, a także klasyczny “Hero’s Come Back!!” i “Nagareboshi”. FLOW dawał siebie wszystko nawet na tych wolniejszych utworach, czego konsekwencją były częstsze przerwy, nie tylko MC. Kilka razy podczas koncertu w tle po prostu leciał jakiś filmik z anime, co dawało zespołowi chwilę czasu, aby odsapnąć. W trakcie tych fragmentów publika często wykrzykiwała “FLOW!”, klaskała, czy po prostu wydawała z siebie różne dźwięki. Widać było do samego końca, że nigdy nie miała dość.

Na kolejne MC pałeczkę przejął drugi wokalista, Koshi. Całe to MC było w języku angielskim i widać było, że nie jest wyuczone, a rzeczywiście artysta mówi komunikatywnie w tym języku, o czym nie wiedziałem i pozytywnie mnie zaskoczyło.

Segment trzeci składał się z trzech utworów, a były to “Blue Bird”, czyli jeden z najpopularniejszych utworów z serii, “CLOSER”, a także “Sign” w innej niż oryginalna aranżacji, dużo spokojniejszej.

Tutaj nastąpiło kolejne MC, a właściwie to już ostatnie, bo po nim weszliśmy w główną i najdłuższą część koncertu zawierającą najszybsze utwory FLOW.

Na start dostaliśmy “Niji no Sora”, podczas którego jeden z członków zespołu przebrał się za “choinkę” i zaszczycił nas solowym występem wotagei, gdzie wymachiwał penlightami niczym Aqua podczas koncertu B-Komachi. Kolejnym utworem okazał się być “Silhouette”, który wedługu mnie był chyba najlepszym utworem pod kątem koncertowym jaki usłyszałem tego wieczoru – no może na równi z “GO!!”, które dane było mi usłyszeć od razu po nim. Kawałek ten został podzielony na dwie części, której przerywnikiem było robienie przez publiczność dobrze wszystkim znanej “fali stadionowej”. To jak zespół brzmiał, jak zachowywał się na scenie i jak utrzymywał kontakt z publiką było na pewno w czołówce tego co udało mi się zobaczyć w ostatnich latach. “GOLD” był kolejnym utworem, który zagrał zespół. W trakcie utworu również dostaliśmy przerwę, a naszym zadaniem było tym razem kucnąć, a następnie na “trzy cztery” wyskoczyć jak najwyżej się dało. Kolejny utwór, który dla wielu niewątpliwie okazał się najlepszym, czyli ostatni opening drugiego sezonu pod tytułem “Kara no Kokoro” zostawił po sobie już tylko zmęczoną już publikę. Jako ostatnią piosenkę na koncercie zespół wybrał “Sign”, które mogliśmy już wcześniej usłyszeć tego wieczoru, tym razem jednak w dobrze nam znanej aranżacji.

Na sam koniec zespół wyciągnął flagę Polski i zaprosił wszystkich do wspólnego zdjęcia. Po czym opuścił scenę w rytm piosenki “GO!!”, którą publika została jeszcze zaśpiewać samemu. Po koncercie można było jeszcze zrobić sobie zdjęcie przy ściance z serii, do której ustawiła się dość spora kolejka, a reszta ruszyła w stronę wyjścia, odebrać kurtki, a następnie opuścić obiekt.

Jeśli chodzi o aspekty, które wymaga się od tego typu koncertów, to u FLOW zdecydowanie było widać ogromne doświadczenie. Dostarczyli mnóstwo rozrywki w swój unikalny sposób na najwyższym poziomie. Zespół obiecał, że powróci jeszcze do Polski, wiedząc, że mają tak dużą widownię i mam nadzieję, że dotrzymają słowa!
