Relacja z koncertu coldrain

Przedostatni dzień lutego w krakowskim klubie Hype Park to było naprawdę mocne wydarzenie! Zarówno pod kątem energii i ciężkości muzyki. Koncert zespołu coldrain, który odbył się 28 lutego, stanowiły imponujący powrót metalcorowej formacji do Polski po pięciu latach przerwy. W roli supportu wystąpiły dwa niemieckie zespoły VENUES i THE NARRATOR, które skutecznie rozgrzały publikę przed głównym daniem tego wieczoru.

Relacja z koncertu coldrain

Koncert odbył się w krakowskim Hype Parku, który nie tyle jest klubem co przestrzenią klubową zarówno krytą jak i w cieplejszych miesiącach, taką pod gołym niebem. Poza tym, umiejscowiona w starej zajezdni, przestrzeń festiwalowa, posiada jeszcze scenę koncertową. Właśnie tam z powodu panującej aury za oknem odbyło się wydarzenie, którego organizatorem, jak już przyzwyczaił nas do ściągania japońskich artystów do Polski jest Knock Out Productions.

Sama sala jest utrzymana w urbanistycznym i bardzo niewymuszonym stylu co jedynie dodawało uroku ciężkiej i nie do końca przystępnej dla szerokiego odbiorcy muzyki. Metalcore, hardcore czy posthardcorowy, po prostu tutaj pasują. A dla fanów tego typu brzmienia obiekt wydawał się wręcz idealny, wystarczający, przestrzenny do wszelkich Wall of Death, Moshpitów czy pogo.

Wśród publiki dominowali wyjadacze metalu, gotowi na 3,5 godzinne show, które rozgrzewało okolice krakowskiego starego miasta. Wielu w koszulkach, dopiero co będącego również nad Wisłą innego japońskiego zespołu – SiM.

Od organizacji nie było żadnych problemów. Masa darmowych miejsc parkingowych, łatwy dojazd i wyjazd spod Hype Parku, ochrona jak i obsługa w pełni profesjonalna pozwoliła na bardzo płynny i bezproblemowy przebieg wydarzenia.

Co do samego koncertu, THE NARRATOR otworzył wydarzenie o godzinie 19:00. Trudno jednak wypowiadać się nam na temat ich występu, ponieważ jako popowa redakcja, mamy trudności z odniesieniem się do tracklisty zespołu grającego czysty hardcore. Natomiast post-hardcorowy występ Venues wypadł znacznie przystępniej. Elementy wokalu kobiecego wymieszane z growlem i różnorodność kompozycji trafiły chyba szerzej w gusta żywiołowo bawiącej się publiczności. Dodatkowo przy okazji występu, Venues uraczył nas niecodziennym widokiem, kiedy to wokalistka – Leli, zeszła ze sceny wchodząc w sam środek moshpitu nie przestając przy tym śpiewać. Wyszło to naprawdę świetnie i wcześniej wspomniane, duże przestrzenie w obiekcie pomogły przeprowadzić to sprawnie i spontanicznie.

I jedynym problemem, który od strony technicznej już teraz można było wyczuć, właśnie za sprawą bardziej subtelnego, kobiecego wokalu było nagłośnienie mikrofonów. Kiedy dowolny wokalista przestawał „krzyczeć”, to wszystkie słowa zaczynały zlewać się w całość, instrumenty przejmowały kontrolę, a niezaznajomieni z jakimiś utworami widzowie, po prostu nie mieli szans zrozumieć tekstu, sytuacja z gatunku, kto wie ten wie.

A ma to o tyle znaczenie, że w przypadku coldraina nic się nie zmieniło. Sama sala, która była zapełniona mniej więcej w 3/5, to we większości fani zespołu, jednak pewnie znacząca ilość przyjezdnych na koncert została skuszonych też anisongami formacji, chcą poza nimi „odkryć” kolejne kawałki coldraina. Dla nich przy okazji największych hitów – jednak nie pochodzących serii anime – nie było taryfy ulgowej.

To jednak problem dostępności i technikaliów, a nie samego zespołu, który trzeba przyznać stanął na wysokości zadania jeżeli chodzi o tracklistę. Wszystkie największe hity leciały jeden po drugim, każdy jeszcze bardziej energiczny i dający publice „kopa”, a sam wokalista – Masato, w przerwach wyglądał jakby przebiegł maraton wkładając w każdy utwór 110%. Z anisongowych kompozycji dostaliśmy oba utwory z “Bastarda”, czyli “New Dawn” oraz “Bloody Power Fame”, do tego “Feed the Fire” z “Ousama Game”, oraz najpopularniejszy i najnowszy utwór zespołu czyli “Mayday” z “Fire Force”, który rozgrzał publikę do czerwoności, oraz mając premierę dwa tygodnie przed samym koncertem – “Vengeance”, motyw przewodni “Ninja Kamui”.

Z kolei dla polskich fanów największym nieobecnym wydaje się być, mający co prawda swoje lata – “We’re Not Alone”. Utwór będący wizytówką zespołu w naszym kraju przez lata za sprawą anime “Rainbow”. Jednak patrząc na wszystkie socjale, kanały na YT i inne miejsca, nie jest to kawałek eksportowy na zachód od formacji w obecnej postaci, więc nic dziwnego, że zabrakło go i w Krakowie. Z utworów spoza animowanej bańki sala śpiewała co sił w płucach, otwierające całe show “Envy”, czy szalenie popularne “Revolution”, “Paradise”, “Boys and Girls” czy “Side Effects”.

Co warto odnotować Masato utrzymywał świetny kontakt z publicznością, przez swoje korzenie i świetną prezencję sceniczna, bez problemu, nienagannym angielskim opowiadał o swoich poprzednich koncertach w Polsce w 2014 i 2018 roku. Utrzymywał kontakt z widownią i „poddymiał” zapowiadając przyjazd ponownie już w przyszłym roku.

Przy okazji utworów, wraz z gitarzystą Y.K.C dobrze zarządzał tłumem wskazując chantingi do poszczególnych utworów. Oboje często łapali kontakt wzrokowy z widownią i starali się na każdym utworze świetnie zarządzać zainteresowaniem, przez co trwający trochę ponad półtorej godziny koncert „płynął” i brakowało niepotrzebnych przestojów czy momentów mniej ciekawych. Na sam koniec artyści otrzymali biało-czerwoną flagę z podpisami fanów czekających przed klubem na wiele godzin przed startem samego koncertu.

Coldrain dał świetny przykład jak powinien wygląda zagraniczny tour japońskiego zespołu. Idealnie dobierając tracklistę, świetnie dostosowując się do widowni i przy tym zachowując bardzo naturalną radość z tego co się robi. Dla organizatorów i zespołu gratulacje, a dla wszystkich, czy to oddanych fanów zespołu, czy jedynie niedzielnych fanów, znających band jedynie z anime, była to nie lada gratka.

Autor: