Relacja z koncertu Polkadot Stingray

Podczas mojej podróży po Japonii miałem okazję uczestniczyć w koncercie j-rockowego zespołu Polkadot Stingray. Bilety na koncert nie były łatwo dostępne – można je było zdobyć jedynie po spełnieniu kilku warunków. Ostatecznie udało mi się zdobyć wejściówkę na nazwisko kolegi, co wiązało się z ryzykiem, że podczas sprawdzania dokumentów tożsamości mogę nie zostać wpuszczony na salę. Na szczęście, jak możecie się domyślić, wszystko poszło zgodnie z planem.

Relacja z koncertu Polkadot Stingray

Koncert odbywał się w Gorilla Hall Osaka. Na miejscu napotkałem parę problemów. Pierwszym z nich było domyślenie się, gdzie ustawić się w kolejce. Z jednej strony widziałem długą linię, która rosła przez ciągle stawających w niej ludzi, ale z drugiej strony duża liczba osób ignorowała ją i pewnie szła na jej początek.

Nie udało mi się znaleźć jakichkolwiek informacji jak poruszać się po hali. Okazało się, że bilety były numerowane (czego na początku nie zauważyłem) i powoli wszystko zaczęło nabierać sensu. Jak możecie się domyśleć, osoby, które wcześniej kupowały bilety miały niższe numerki, więc szły do przodu, bo były wpuszczane wcześniej. Moje miejsce na liście wynosiło 1061, a  pojemność samej hali to około 1300 osób, dzięki tej informacji zrozumiałem, gdzie mam mniej więcej stać. Numery były głośno wykrzykiwane przez organizatorów (co dziesięć), więc moja znajomość liczb po japońsku na pewno się tutaj przydała. Jeśli byście kiedyś byli na takim koncercie i nie umiecie liczyć w tym języku, to polecam po prostu użyć google translate i zobaczyć jak Wasz numer się wymawia.

nmb

Po usłyszeniu swojego numerka przeszedłem przez pierwsze sprawdzenie biletów (organizator patrzył czy twój numer na bilecie faktycznie był teraz wywołany), by za chwilę stanąć w kolejce do drugiego, gdzie faktycznie mój bilet został skasowany. Ciekawostką, która nie jest powszechna na koncertach w Europie był wymóg dopłacenia kwoty 600 jenów za napój. Z karteczką udałem się odebrać wybrany przeze mnie trunek, by następnie stanąć na sali koncertowej.

W międzyczasie zapytałem jeszcze Pana ze staffu, gdzie mogę odłożyć kurtkę, gdyż wszystkie coin lockery były już pełne. Więc on, (oczywiście w pełni rozumiejąc mój japoński), pokierował mnie w stronę sklepiku z merchem. Poddałem się zatem i zawiązałem kurtkę wokół swoich bioder.

Dużym atutem na japońskich koncertach będzie dla Was wzrost. W moim przypadku, gdy mam około 185cm wzrostu, jestem w stanie widzieć wszystko, nieważne jak daleko od sceny jestem.

Koncert rozpoczął się punktualnie, o godzinie 18:00. Na scenie pojawił się zespół i rozpoczął wydarzenie nowym utworem “Out”, który został specjalnie napisany na potrzeby koncertów. Jako kolejny dostaliśmy stary już utwór “Pandora Box”, a zaraz po nim dość nowy kawałek “Black Box” (piosenka ta została wykorzystana jako utwór do krótkiej animacji na podstawie mangi “Black Channel”). W pierwszej części koncertu ostatnim utworem był “Ghost Dive”, stworzony do serii płyt “Pokemon Music Collective”, które zawierają utwory związane z Pokemonami, śpiewane przez różnych artystów. Akurat w tym wypadku wokalistka, Shizuku, jest ogromną fanką serii, co od zawsze było widać na jej mediach społecznościowych. Z tego powodu piosenka ta jest związana z jej ulubionym typem Pokemonów, duchami. Teledysk zawiera wszystkie jej ulubione Pokemony, a przede wszystkim jej ukochanego Mimikyu. W piosence można również znaleźć dużo nawiązań muzycznych, takich jak dźwięki przycisków Gameboya, czy ścieżkę dźwiękową z Lavender Town.

nmb

Po tym utworze dostaliśmy pierwsze MC. Nie pamiętam z nich za dużo, części też nie rozumiałem i nie wiem, podczas którego co było mówione. Z rzeczy które na pewno zapamiętałem był fakt. że głównym tematem rozmów było często to, że ludzie z Osaki są bardzo głośni. Wychodziły z tego różne spontaniczne żarty, np. gdy wokalistka zadawała jakieś pytanie, na co publiczność odkrzykiwała, ta reagowała krótkim “dobra, już tak nie krzyczcie, rozumiem, rozumiem”. W rozmowach górowały interakcje w zespole, było dużo “śmieszkowania”, członkowie dogryzali sobie nawzajem, a publiczność też bardzo często brała w tym udział, wykrzykując coś od siebie. Na jednym z ostatnich MC wokalistka również opowiedziała przygnębiającą historię zespołu z ostatnich lat, gdy stracili cały staff i zostali trochę odrzuceni na bok przez wytwórnię. Przestali wtedy dostawać zaproszenia na festiwale, czy wydawać nowe teledyski, z których tak słyną. Był to bardzo ciężki okres, podczas którego wokalistka otarła się o depresję, a zespół myślał już nawet nad odejściem z wytwórni. Wszystko jednak potoczyło się dobrze, dzięki wzajemnemu zrozumieniu i zwiększeniu zaangażowania reszty członków zespołu w zarządzanie i promocję. Polkadoty otrzymały również nowy staff, z którym mogły współpracować i wrócić z powrotem na dobre tory.

W drugiej części zespół zagrał “SURF”, oraz “FREE” z rapującą Shizuku. Następnie otrzymałem w końcu jeden z moich ulubionych utworów kiedykolwiek, czyli “ICHIDAIJI”, co było dla mnie chwilą pełną szczęścia. W tej części zagrane zostały jeszcze “tsukikage” i “odoru yo-nii”, a zaraz po nich nastąpiła znów krótka chwila na rozmowę z publicznością.

Jednym z ciekawych aspektów koncertu była synchroniczności widowni i różnorodność ich zachowań. Widownia zdawała się być jedną całością. Wszelkie machania rękami, skoki, czy jakiekolwiek inne gesty, były zawsze wykonywane jak w zegarku. Napisałem ten tekst już po wzięciu udziału w kilkunastu koncertach w Japonii i jestem w stanie powiedzieć, że ten koncert wyróżniał najbardziej właśnie ten aspekt. Były sytuacje gdzie wymagane było machanie na boki (lewa/prawa), na co cała publika, od pierwszego machnięcia wiedziała która strona ma być pierwsza. Nikt tam nie musiał nic wyrównywać, każdy wiedział jak się zachowywać i  nie można było znaleźć wzrokiem chociaż jednej osoby, który miała by rękę po prawej stronie, gdy inni mają po lewej. Może wydawać się to trywialne lecz wywarło to na mnie duże wrażenie. Nasłuchałem się opowieści o tym jak to Japończycy są synchroniczni, z czym po tym wyjeździe się całkowicie nie zgadzam. Na wszystkich koncertach (poza tym) było tak jak zawsze – czyli z grubsza każdy robi co chce, każdy bawi się w swoim rytmie. Z jakiegoś powodu ten koncert działał jak w zegarku i nie jestem w stanie wyjaśnić dlaczego było tutaj tak, a nie inaczej. Warto też wspomnieć o różnorodności gestów rękoma podczas koncertu. Wiele utworów miało swoje własne choreografie. Jedne z ciekawszych to na przykład ruchy imitujące kocie pazury drapiące drzwi, a drugim zawieszenie dłoni w powietrzu udając duchy (ciężko to opisać ale mam nadzieję, że dobrze ukazałem obraz jak różnorodne były to choreografie dla publiczności).

nmb

Wracając jeszcze do końcówki koncertu, później mogliśmy też usłyszeć utwór “Tenchu”. Jest to piosenka która została napisana przez Polkadot Stingray dla artystki Ryushen, który wspólnie zaśpiewała wraz z zespołem (na koncercie była to wersja solowa wokalistki Shizuku). Utwór “Keshin”, który również uwielbiam, zachwycił mnie podczas koncertu. Bardzo lubię ten kawałek dzięki chwytliwemu refrenowi. Podczas tego segmentu zagrano jeszcze “Rideau”, “Yudachi”, a także dostaliśmy przedpremierowo utwór “Chimera”.

Tutaj przyszedł czas na ostatnie MC, gdzie zespół jednocześnie rozmawiał z publicznością i się przebierał. Muszę przyznać, że robili to bardzo płynnie, gdzie jedna osoba zabawiała publiczność, a inne w tym czasie zmieniały ubrania. Wyszło to wszystko naprawdę naturalnie, nie było też widać żadnego pośpiechu i nikt się nie nudził, mimo że był to dość długi segment.

W ostatniej planowanej części, zespół zaśpiewał “I Don’t Remember at All”, oraz swoje dwa ogromne hity, czyli najważniejszy utwór zespołu “Telecaster Stripes ( dzięki któremu się wybili), a także klasyczne już “DENKOUSEKKA”.

W tym momencie koncert w teorii się zakończył, no więc jak to w Japonii, czas na bis, ale tym razem wyszło dość nietypowo, bo nie zaczęto krzyczeć “ankoru”, “bis”, czy jeszcze coś tam innego, czego byście się mogli spodziewać, ale… “HA-RU-SHI”, czyli imię gitarzysty zespołu, z którego dużo żartowano podczas koncertu. Wydaje mi się, że jest on trochę maskotką zespołu. Przypomina mi się również jedna audycja, gdzie na pytanie dlaczego Harushi dołączył do zespołu, wokalistka odpowiedziała “bo miał bardzo ładną twarz”.

nmb

Po pewnym czasie zespół powrócił na scenę i zagrał jeszcze dwa utwory. Pierwszym z nich był “JO-DEKI”, czyli również bardzo ważna piosenka, powiązana z historią zespołu, ale też jednym z utworów na które bardzo czekałem. Na sam koniec zaszczycili nas piosenką “Early Dawn”, która jest dla mnie trochę dziwnym wyborem, ale coś na pewno za tym stało. Muszę zaufać zespołowi w tym przypadku.

Podsumowując, koncert był jak najbardziej udaną, dwugodzinną przygodą, na której świetnie się bawiłem. Cieszę się bardzo, że w końcu mogłem się udać na koncert jednego z moich ulubionych zespołów. Na wydarzeniu dostałem ogromną ilość energii, świetny stand-up i przede wszystkim cudowne utwory. Zajrzyjcie kiedyś jak będziecie mieli okazję!